Niepełnosprawność utrudnia życie, ale determinuje do działania na rzecz społeczeństwa. Rozmowa z Oskarem Strukiem z Jastarni

Zostałeś radnym Jastarni w latach 2014-2018. Jak Ci się to udało?

– Tak, miałem 22 lata. Startowałem wtedy z komitetu Tradycja i Przyszłość, założonego przez Lucynę Boike-Chmielińską. Uzyskałem mandat. Nie sądziłem, że uda mi się zostać radnym. To było dla mnie wówczas dużym zaskoczeniem, głównie ze względu na mój młody wiek . W kolejnych wyborach, w 2018 r. założyłem Młodą Jastarnię, ponieważ pani Lucyna nie kontynuowała dzieła, a ja czułem się odpowiedzialny za to, żeby to kontynuować. Wtedy nauczyłem się, że wyborcy bywają przewrotni, bo w sytuacji, kiedy wydawało mi się, że moja praca się broni, i już jestem dojrzalszy, to jednak w kolejnych wyborach tego mandatu nie uzyskałem. Jednak bardzo cieszę się, że grupa, którą stworzyłem, uzyskała większość w Radzie Miejskiej Jastarni. To właśnie członkowie Młodej Jastarni zorganizowali pierwszy, po wieloletniej przerwie, finał WOŚP w gminie Jastarnia, który od 2019 r. jest kontynuowany.  Nawet jeśli ten jeden WOŚP ma być tym, co oni po sobie zostawią, to warto było się tego podjąć.

Młoda Jastarnia

Dlaczego zaangażowałeś się w lokalną samorządność?

– Nie będę ukrywał, że przez to, że nazywam się Struk, to mam to trochę w genach. Mój tata, Andrzej, przez wiele lat był radnym Rady Miasta Jastarnia. Obecnie jest radnym wojewódzkim, który również startuje w nadchodzących wyborach. Z kolei mój wujek, chrzestny, Mieczysław Struk, jest marszałkiem województwa pomorskiego, więc siłą rzeczy, polityka zawsze się gdzieś tam przewija. Można powiedzieć, że jest w moim życiu od początku…  Ze względu na swoją sytuację zdrowotną, mam w sobie taką wrażliwość społeczną i przekonanie, że nikt lepiej nie zorganizuje naszej przestrzeni dookoła, jeśli my sami tego nie zrobimy. Zależy mi na budowaniu świadomego społeczeństwa obywatelskiego. Kiedy miałem 22 lata, byłem młody, więc nie miałem pewności, że uzyskam mandat, ale polityka gdzieś tam się przez całe życie przewijała i taka ciekawość tego, co my możemy zrobić, jakie mamy prawa. Jeśli chodzi o budowanie społeczeństwa obywatelskiego, u nas w Polsce, jest problem. Choć, jak pokazała frekwencja w wyborach 15 października 2023 r., już to społeczeństwo obywatelskie się budzi. Moje zaangażowanie też wynika z tego, żeby troszeczkę odwrócić role, żeby ludzie mieli świadomość, że radni, czy też osoby działające w samorządzie, są dla nich. To jest jeden z celów, dla którego się w samorządność zaangażowałem.

Archiwum Oskara Struka

Ukończyłeś dziennikarstwo, później psychologię sportu. Skąd ten wybór?

– Psychologię sportu tak z ciekawości, ponieważ jestem człowiekiem zaangażowanym w sport. Obecnie pracuję  jako dziennikarz m.in. w Szkole Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie. Sport zawsze był moją pasją, którą chciałem przekuć w swój zawód, stąd też dziennikarstwo. Zawsze zdawałem sobie sprawę, że nigdy nie będę trafiał do kosza, ale stwierdziłem, że „lekarz też nie musi przebyć wszystkich  chorób”, żeby się na nich znać. Chciałem znaleźć swoją niszę i coś, żeby siebie zagospodarować do tego sportu. Mam 32 lata, a koszykówką zajmuje się od 24. lat, więc jest to właściwie całe moje życie. Stąd też decyzja o tym, żeby zostać dziennikarzem sportowym. Poniekąd mi się to udało.  Bardzo się cieszę, że mogę współpracować ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego we Władysławowie i dzięki temu realizować swoją pasję, być częścią większego projektu. Wszystkie osoby tam pracujące, na czele z dyrektorem Januszem Kociołkiem, są mi bardzo życzliwe, za co pragnę serdecznie podziękować. Muszę powiedzieć, że początkowo postrzeganie mojej osoby było dosyć pobłażliwe, ale ludzie, którzy są w świecie koszykówki, znają mnie już na tyle dobrze, że wiedzą, że rzeczywiście ja tę wiedzę mam. W końcu od 24 lat buduję swoją pozycję na tym rynku.

Archiwum Oskara Struka

Co jest przyczyną Twojej niepełnosprawności?

– Urodziłem się w siódmym miesiącu ciąży. W wyniku niedotlenienia powstało porażenie mózgowe. Troszeczkę za szybko pchałem się na ten świat i rzeczywiście mam chorobę przewlekłą, która powstała w wyniku powikłań okołoporodowych. Jeżeli chodzi o porażenie mózgowe, to spektrum jest naprawdę różne: od osób, które chodzą, aż po osoby, które nie są w stanie funkcjonować bez całkowitego zaangażowania opiekunów. U mnie był problem z mową, gdyż w sytuacji stresowej mówię bardzo szybko. Bardzo dużo pracowałem na studiach z panią redaktor Aliną Kietrys, która pracowała ze mną, bym nauczył się mówić powoli, pracował przeponą. Jestem jej bardzo wdzięczny za zauważenie tego problemu. Zasadniczo mówienie wymaga ode mnie dużo pracy, ale pomaga mi też żona, która zawsze mi przypomina „mów powoli”, więc się staram. Wiedziałem, że chcąc pracować w zawodzie dziennikarza, muszę mieć pewne umiejętności, ale też byłem świadomy swoich ograniczeń, dlatego zostałem dziennikarzem nie telewizyjnym, nie radiowym, tylko właśnie prasowym.

W naszym środowisku, na co dzień, nie obserwuje się wiele osób poruszających się na wózkach. Z czym jest to związane? Jak radzisz sobie z trudnościami w życiu codziennym? 

– Myślę, że jest to bardzo złożony problem. Problem z osobami z niepełnosprawnościami, przynajmniej za moich czasów, rodził się już na etapie edukacji. Ja bardzo dużo zawdzięczam mojej rodzinie, która zawsze parła do tego, żebym  był jak najbardziej samodzielny, jak najlepiej wykształcony.  Już na początku mojego życia było jasne, że nie będę pracował fizycznie. Chcąc być w miarę niezależnym, musiałem dążyć do uzyskania wykształcenia. Uważam, że jeżeli na etapie edukacji nauczyciele, czy też szkoła, powie: „Ty i tak nie będziesz nigdzie pracował, więc nie musisz się wysilać”, przez co taka osoba zdecyduje się np. na nauczanie indywidualne, to  już powoduje pewne zamknięcie społeczne.  Jeżeli taka  osoba jednak zdecyduje się na to, żeby chodzić do szkoły, to siłą rzeczy podlega jakiejś socjalizacji i jest już częścią społeczeństwa. Moim zdaniem, źródło tych problemów, czy też ograniczeń, wynika już od początku, z decyzji rodzinnych w stosunku do takiej osoby. A to też często nie jest ich wina, ponieważ rodzice, ze względu na trudności, podejmują takie, a nie inne decyzje, choć niestety to rodzi swoje konsekwencje negatywne społecznie.

Masz żonę, Weronikę. Jak się poznaliście?

– Nasza historia jest bardzo ciekawa. Spotkaliśmy się w szpitalu w Gdańsku w 2018 r. Ja, ze względu na swoją niepełnosprawność, musiałem poddać się operacji wszczepienia pompy baklofenowej. To jest takie urządzenie, które podaje mi do rdzenia kręgowego środek zmniejszający napięcie mięśni. Gdy byłem w szpitalu, dochodziłem do siebie po operacji. Weronika przyszła na nocną zmianę (jest pielęgniarką). Nasze poznanie się jest o tyle ciekawe, że wcześniej miałem być przeniesiony na inną salę, i gdyby tak było, to nigdy byśmy się nie spotkali. Dzięki Bogu nie było na tej drugiej sali miejsca. Najśmieszniejsze jest to, że miałem mieć operację w poniedziałek, a pan doktor przeniósł ją na środę, dzięki czemu mieliśmy okazję się spotkać i poznać. Jak to się dalej potoczyło, to już zależało od nas, ale gdyby nie ten początek, to rzeczywiście moglibyśmy się nie spotkać. Pobraliśmy się 29 maja 2021 roku.

Archiwum Oskara Struka

Zdecydowałeś się wystartować w wyborach samorządowych 2024: jako kandydat do Rady Powiatu Puckiego z okręgu nr 1 Hel-Jastarnia-Władysławowo. Dlaczego chcesz zostać radnym?

– Startuję w zbliżających się wyborach z ostatniego miejsca na liście KWW Ziemia Pucka. Moje kandydowanie akurat z tego komitetu wynika z pozytywnej oceny działań starosty Jarosława Białka w kontekście rzeczy, które należą do kompetencji powiatu: czyli chociażby ochrony zdrowia, infrastruktury drogowej czy szkolnictwa. Wszystkie te dziedziny życia pod rządami pana starosty się rozwinęły. Moje hasło wyborcze jest bardzo ciekawe „Oskar dla powiatu!”, czyli odnosi się do tego, że ja zamierzam się poświęcić powiatowi, ale też jest to dwuznaczne pod tym względem, że uważam, że za działania obecnej władzy powiatu należy się Oscar. Jest to podejście takie, że po prostu mi też zależy na ich kontynuowaniu. Szukając swojego miejsca w samorządzie, trudno mi było obecnie kandydować do Jastarni, więc skorzystałem z zaproszenia starosty.  A co chciałbym osiągnąć? Zależy mi właśnie na działaniu na rzecz osób niepełnosprawnych, ale jeżeli mówimy o działaniach odnoszących się do poprawy dostępności, mówienie tylko w kontekście osób niepełnosprawnych jest sporym uproszczeniem. Ponieważ każdy z nas korzysta z tych udogodnień. Posłużę się prywatną anegdotą. Moja siostra, która  towarzyszy mi przez całe życie i powinna być uwrażliwiona na te tematy, 10 miesięcy temu urodziła córkę Zosię, i mówi do mnie: „Oskar, ja nie wiem, jak ty sobie radzisz! Przecież z tym wózkiem to się nie da  jeździć!” Więc teoretycznie powinna była mieć tego świadomość wcześniej, ale jeśli coś nie dotknie nas osobiście, to nie jesteśmy w stanie tego sobie uświadomić, zrozumieć. Teoretycznie wszystkie budynki użyteczności publicznej powinny być dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych, a w praktyce z tym dostosowaniem jest różnie. Często osoby, które to projektują, nie zastanawiają się nad tym, jak to wygląda i czy jest to praktyczne z punktu widzenia osoby niepełnosprawnej. Kiedy byłem radnym Jastarni, dzięki wspólnym działaniom, tutaj muszę podkreślić ogromny wkład osoby, która jest fachowcem od dostępności, nazywa się Marta Czachor, która działała w Urzędzie Miasta Gdyni (nie wiem, czy dalej tam działa), ale to ona zainspirowała te działania. Jastarnia uzyskała Certyfikat Dostępnych Plaż „Plaże dla wszystkich” i dzięki temu certyfikatowi ma dostosowanych kilka przejść. Zależy mi, na rozszerzeniu tej działalności, ponieważ kiedy mówimy o dostępności, dotyczy się to matek z dziećmi, osób starszych, osób niepełnosprawnych: nie tylko na wózkach. Chciałbym, żeby przestrzeń publiczna była rzeczywiście dostępna dla wszystkich i żeby przeciwdziałać wykluczeniu społecznemu, które dotyka nas wszystkich. Zauważmy, że powiat pucki, ze względu na swoje wyjątkowe położenie, jest obiektem turystycznym.  Chcąc przyciągnąć również osoby z dysfunkcjami, które rzeczywiście coraz bardziej się otwierają, musimy stworzyć im do tego odpowiednie warunki. Świadomość społeczna jest dużo większa, widzę to po sobie, jaką drogę musieliśmy przejść do tego, żeby takie osoby aktywizować. Chcąc wydłużyć  okres sezonu letniego i otworzyć się na osoby niepełnosprawne, musimy dostosować dla nich plaże i inne miejsca, żeby one po prostu były dostępne. Inna kwestia, na której mi zależy, to też podnoszenie świadomości. Świetną pracę w tej kwestii wykonuje pełnomocnik rządu ds. niepełnosprawnych Łukasz Krasoń. Ja się nim troszeczkę inspiruję. Musimy mieć świadomość uszanowania ograniczeń, bo wiadomo, że ja nie zostanę pilotem odrzutowca, ale musimy stworzyć możliwości osobom niepełnosprawnym do tego, żeby się aktywizowały. Jeżeli osoba niepełnosprawna, załóżmy, nie uzyska średniego wykształcenia, no to w tym momencie jej możliwości na rynku pracy są ograniczone.  Oczywiście należy mieć na uwadze to, że mamy różnego rodzaju niepełnosprawności, różnego rodzaju stopnie niepełnosprawności i do każdego należy podejść indywidualnie. Zazwyczaj, kiedy mówimy „osoba niepełnosprawna”, automatycznie myślimy o osobie na wózku, a są również osoby niewidome, czy np. osoby, których niepełnosprawności nie widać gołym okiem. Uwzględniając ich indywidualne potrzeby, musimy być otwarci na ułatwienie im funkcjonowania w społeczeństwie.

Archiwum Oskara Struka

Czy Twoje działania społeczne są motywowane Twoimi własnymi potrzebami?

– Kilkukrotnie w swojej działalności publicznej, spotkałem się z zarzutem, że ja robię coś dla siebie od siebie. Tak się akurat złożyło, że ze względu na to, że jestem osobą niepełnosprawną, to reprezentuję środowisko osób niepełnosprawnych. Najlepiej rozumiem potrzeby, o których mówię, ale wszystkie działania, które podejmuję, są  dla osób, które tego potrzebują, dla większego dobra. Pokazuje to właśnie Certyfikat Dostępnych Plaż „Plaże dla wszystkich”. Przez to, jak mnie życie uplasowało, mam w sobie dużo więcej determinacji. Pewne rzeczy przychodzą mi trudniej i może właśnie dzięki temu jestem bardziej zdeterminowany. Pomimo tego, że mój tata jest w Platformie Obywatelskiej, podobnie jak mój wujek, to ja staram się podążać swoją drogą, działać niezależnie. Przez to też mogę być inaczej odbierany. Nie chcę się narażać na zarzut, że ktoś mnie promuje ze względu na nazwisko. Działam wedle własnego planu. Całe życie mam pod prąd, więc na spokojnie: jestem dla ludzi, a nie dla partii politycznych, i to dla ludzi chcę działać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *