Doświadczony tatuażysta Tomasz Skoczypiec, spod którego igieł wychodzą czarne i kolorowe dzieła od ponad 30 lat, opowiada nam o swojej pracy: jej początkach i o tym, jak spotkał Amy Winehouse.
Obecnie na ekranach kin można obejrzeć „Back to Black. Historia Amy Winehouse”, film o życiu, twórczości i uzależnieniach piosenkarki o wyjątkowym głosie, która zmarła w wieku zaledwie 27 lat ( w 2011 r.). Artystka mieszkała w Camden Town, dzielnicy Londynu. Tu właśnie zaczyna się duży zbieg okoliczności, który doprowadził do powstania tego materiału.
Jesteśmy w trakcie przygotowywania artykułu informacyjnego o tatuażach, co powinno się o nich wiedzieć, zanim się na nie zdecyduje. W ramach tego przygotowywania rozmawialiśmy z właścicielką studia tatuażu Selkie Ink w Pucku Karoliną Matea. Z rozmowy wynikło, iż jedna z osób, która pracuje w jej studiu to właśnie Tomasz Skoczypiec, który wcześniej pracował w Camden Town w Londynie. Skojarzyliśmy kilka faktów, dat, i zapytaliśmy, czy nie miał okazji tatuowania Amy Winehouse? Szybko okazało się, że tak – miał.
Tomasz Skoczypiec urodził się w 1973 roku w Gdyni. Jest jednym z pionierów tatuażu w Polsce, bo zajął się tym już na początku lat 90., kiedy to tatuaże kojarzyły się większości z pobytem w więzieniu, a brak Internetu, do którego jesteśmy dzisiaj przyzwyczajeni, utrudniał pozyskiwanie wiedzy w tej niszowej dziedzinie.
– Razem z Piotrem Żurawskim, w Gdyni, na ulicy Olsztyńskiej 22, stawialiśmy pierwsze kroki. Tam się uczyłem, tam się rozkręcałem – opowiada nam Tomek. – Nie było Internetu. Musieliśmy się sami uczyć, oglądać różnego rodzaju magazyny, czy też zdobywać wiedzę z zachodu, gdy było to już możliwe (jak już granice zostały otwarte i mogliśmy wyjeżdżać, bo przed 89 r. trzeba było stać dniami i prosić o paszport i zgodę na wyjazd).
Już wtedy Tomek rozpoczął współpracę z gwiazdami polskich scen muzycznych i sportowych, a jego tatuaże noszą m.in. Liroy, Przemysław Saleta, Kortez, Agnieszka Chylińska, Grzegorz Skawiński, Tomek „Lipa” Lipnicki z zespołu Illusion, czy członkowie zespołu IRA.
Jak to się stało, że znalazłeś się w Anglii?
– Pierwszy raz wyjechałem do Anglii w 1999 r., kiedy u nas był taki kryzys ekonomiczny. To był przełom końca lat 90. i początek 2000. Wtedy wpadł mi taki pomysł, żeby po prostu wyjechać, zbadać tzw. wody, więc pojechałem na próbę – opowiada Tomek. – Nie znając wtedy w ogóle języka, porozumiewałem się praktycznie na migi. Za pierwszym razem nic tam wielkiego się nie wydarzyło, tatuowałem naszą polonię i po roku wróciłem. Jednak zdecydowałem się na ponowny wyjazd do Anglii, który już nie był taki stresujący, bo wiedziałem czego mogę oczekiwać. Byłem odważniejszy i praktycznie od pierwszego studia, do którego wszedłem, zacząłem pracę. To było właśnie w Camden Town.
W tym studiu Tomasz Skoczypiec został na 20 lat, z których ostatnie dwa był właścicielem. Przez to studio przewinęło się wiele gwiazd światowej sławy, jednak nie zawsze Tomasz miał świadomość, kogo tatuuje, wszystkich traktował jak równych klientów. Podobnie było z Amy Winehouse.
– Była chyba najbardziej znaną osobą, którą tatuowałem, i to dwa razy – mówi Skoczypiec. – Przez to, że nie interesuję się zbytnio tą muzyką, to nie wiedziałem, kim ona tak naprawdę jest. Dopiero kolega na recepcji mi pokazał i powiedział kogo tatuowałem. Za drugim razem już wiedziałem. Wiesz, to tak jest, że jak się czymś nie interesujesz, a dowiesz się później z kim masz do czynienia, to jest inaczej, niż jeżeli przychodzi do ciebie osoba, którą znasz, wiesz co robi, itd. To już jest inny pułap. Miałem okazję tatuować takich muzyków, którzy byli dla mnie, osobiście, bardziej znani, jak np. członkowie zespołu The Devin Townsend Project, gdzie już wiedziałem, co oni robią; a najprzyjemniejsze, było to, że jak się dowiedzieli, że uwielbiam ich muzykę, to zabrali mnie na ich koncert, na który bilety zostały wyprzedane pół roku wcześniej.
Jaka była, w Twoim odczuciu, Amy Winehouse? Czy widywałeś ją oprócz tych dwóch okazji, kiedy ją tatuowałeś?
– Była bardzo miłą osobą. Widywałem ją bardzo często, bo mieszkała w Camden Town – opowiada nam Tomek. – Widziałem ją jeszcze w tych początkowych chwilach, kiedy dopiero zaczynała karierę, wtedy jeszcze normalnie wyglądała, jako taka normalna dziewczyna, jeszcze nie była wychudzona. Później było widać, jak z biegiem czasu została wyniszczona przez alkohol i inne używki. Niestety, trzeba podkreślić, że także przez paparazzi, którzy dosłownie stadami za nią biegali, to było straszne, żenujące.
Tomek został w Camden Town do początku pandemii (2020 r.). Niestety, jego studio, jak wiele innych biznesów, zmuszonych było do zakończenia działalności przez restrykcje wprowadzone ze względu na COVID-19. Wtedy, wraz z żoną i córką, podjęli decyzję o powrocie do Polski. A konkretnie do Pucka. Dlaczego akurat tutaj?
– Kilka lat wcześniej, jak jeszcze mieszkaliśmy w Londynie, chcieliśmy zainwestować w mieszkanie w Polsce. Ceny mieszkań w Gdyni były podobne do warszawskich, ja mam sentyment do Pucka (miasto to podobało mi się już od dziecka, kiedy zabierał mnie tutaj mój tata), dlatego też zdecydowaliśmy się kupić mieszkanie w Pucku. I to do niego się przeprowadziliśmy po wyjeździe z Londynu – tłumaczy Tomek.
Jak to się stało, że zacząłeś współpracę w puckim studio tatuażu Selkie Ink?
– Tu historia też jest bardzo ciekawa, bo jak się przeprowadziłem do Pucka, to nie wiedziałem, że jest tutaj studio tatuażu. Pracy szukałem, aż w końcu zacząłem współpracę z kolegą, który ma studio w Radomiu. Tam jeździłem na trzy tygodnie, a potem miałem tydzień wolnego w domu z rodziną. To nie była idealna sytuacja. Pewnego dnia, w Radomiu, spotkałem jednego z dostawców produktów, z którym rozmawiałem o tatuażach. Od słowa do słowa, i tak dowiedziałem się, że w Pucku jest studio tatuażu Selkie Ink. Skontaktowałem się później z Karoliną, właścicielką – wyjaśnia Tomasz. – W ten oto sposób od kilku miesięcy działam w studio w Pucku, do którego serdecznie zapraszam.
Studio tatuażu Selkie Ink w Pucku
- Facebook: www.facebook.com/Selkie.ink
- Instagram: www.instagram.com/selkie.ink